sobota, 24 stycznia 2015

Księga Smoczej Załogi

Nie, to nie jest Potworna Księga Potworów, tylko świeżutka kronika naszej grupy edukacji domowej. Popełniona przeze mnie (gruby zeszyt do szkicowania A4, arkusz filcu samoprzylepnego, kilka arkusików filcu dekoracyjnego, nożyczki i klej "Magic").
 Jako że gotowce dostępne na rynku są potwornie brzydkie, a przy tym wściekle drogie  - jedyną opcją było "zrób to sam-a".
Obecnie uzupełniana piórem (takim, maczanym w kałamarzu) i kaligraficznym pismem KlaryMamy.

Pomponiki na tratwie i bukiet ręczny, czyli dla babć (cz.I) z dissem na farbki

Orka została przez naturę obdarzona hurtową ilością babć (cztery sztuki, w tym dwie właściwe, jedna pra i jedna prapra w słusznym wieku lat 104). Wprawdzie (może dla równowagi) dziadka ma jeno jednego, nie mniej jak się pewnie domyślacie 21 i 22 stycznia wymagają od nas odpowiednio wczesnych przygotowań.

Do tej pory robiłyśmy prezenty dla wszystkich babć jednakowe. W tym roku jednak (ponieważ nie mogłam się zdecydować na jedną technikę) każda babcia (i dziadek naturalmą) dostał (lub dostanie, bo niektórzy się szlajają po Egiptach i wrócą za czas niejaki dopiero) coś innego.

Na przykład:

Babcia Wanda - tratwę z pomponikowym serduszkiem
potrzebne:
  • kolorowe pomponiki
  • patyczki z parku, przycięte do jednakowej długości (np. przez Tatkę)
  • biała farba akrylowa i pędzelki
  • dratwa (albo sznurek)
  • klej "Magik", albo "Minutex", albo pistolet z klejem na ciepło
  • opcjonalnie szablon serduszka, jak ktoś ma takie krzywe oko jak ja - użyłyśmy foremki do ciastek

albo:
Babcia Marysia - bukiet ręczny
Jako, że jest to babcia wspólna - moja naturalna, prababcia Aurory i babcia-przez-adopcję (jak mu zakomunikowała na etapie bycia moim chłopakiem) Przemka - to prezent też musiał być tworzony zespołowo. Zawiera więc odciski rąk i palców całej familii :D

Dla osób pozbawionych wyobraźni oraz wyczucia naszego, genialnego stylu tłumaczę: dłonie miały być pąkami tulipanów (nieco za szeroko je porozcapierzaliśmy), a odciski palców uformowały kwiatkokształtne twory z żółtymi środkami. To kolorowe, na górze to motyl z odcisków dłoni Ory, który trochę się poruszył. Na kwiatku z fioletowymi płatkami, które nieco się zlewają z ciapkami na jego skrzydłach.

Dygresja DISSująca:
Dodam, żeby się wyżalić, że w celu jego wykonania zakupiłam nowe farby plakatowe. Nie szukałam jakichś szczególnych, wzięłam bo akurat były w sklepie. Sweet Colours firmy Otocki.
Stąd: http://www.bangla.pl/zdjecia-otocki-sweet-colours-farby-plakatowe-up43022-1.htm
Usłyszałam, że nie toksyczne - bomba :D
Kolorki sympatyczne, konsystencja przyjemna, nie wymagająca wody (to raczej nietypowe dla plakatówek, ale co tam).
Nie wiem w prawdzie na jaką (pardą maj frencz) cholerę produkt, zachwalający się jako wyrób polski, ma angielską nazwę, jednak to jeszcze nic.

Obrazek popełniliśmy wieczorem, w przeddzień Ważnego Dnia. Trzy dni później nadal był miejscami mokry. Nie mam pojęcia z czego ukręcili te badziewiaste farbki, ale one zwyczajnie nie schną. W ogóle. Kwiatek (za chwilę) malowany nimi przeleżał dwa dni na kaloryferze i nadal się lepił. Noż kurna chata i urwał nać!
Koniec dissowania.

lub też:
Babcia Tereska - patyczkowy (i wciąż lepki na łodyżce) kwiatek.
Potrzebne:
  • patyczek
  • dwa listki wycięte z filcu
  • kawałek ciastoliny
  • kilka patyczków higienicznych
  • nożyczki
  • farbki plakatowe (każde poza "Sweet Colours")
  • klej j.w.