czwartek, 17 grudnia 2015

Słoń w wężu

Lubię niebanalnie opakowane prezenty.
Nie to, że nigdy nie używam gotowych torebek, ale to jednak pójście na łatwiznę i odebrania prezentom części magii.

Zwłaszcza przy takiej okazji jak Gwiazdka lubię dostawać i ofiarowywać prezenty które trzeba z ciekawością odwijać, drzeć papier, przedzierać się przez gąszcz wstążek.

Nasze tegoroczne gwiazdkowe prezenty jeszcze leżą sobie saute, ale pokażę Wam jak ubraliśmy ubiegłoroczne.

Żeby wszystko było jasne - robotą dzieliliśmy się po równo.

Koncepcja wstępna była mojego autorstwa. Printy zwierzęce na papierze wykonała Ora (za pomocą stempla z ziemniaka oraz farby akrylowej). Przemko ciął i owijał. Ja przygotowałam i umocowałam uszy oraz ogony, natomiast oczy doklejała Ora. Stemplowane imiona darbiorców wykonałyśmy razem z Orą zaś gatunki w jakie pakowane były kolejne podarki wymyślaliśmy we trójkę.
Dla zoologicznie niezorientowanych: to jest MANTA
Jemu się szyja złożyła. Temu żyrafu.
Wunsz. Rzeczny. Jest niebezpieczny (mrug, mrug).

Gdybyście chcieli wykonać sobie własną podchoinkową menażerię potrzebujecie:
- szarego papieru
- ze dwóch ziemniaków i noża
- farb akrylowych
- kleju (Polecam Magika - i nie, nie płaci mi. Chlip.) 
- kilku kawałków kolorowego papieru
- plastikowych oczek
- markera
- pieczątek-literek i tuszu
- nożyczek
- wyobraźni

:)

sobota, 12 września 2015

Opowiadanie o świerszczyku i modraszku

(Historia inspirowana świerszczami grającymi wieczorem na przystanku autobusowym na Moście Cłowym, opowiedziana przez Orę, spisana przeze mnie)

Niewidzialny modraszek
wyszedł na daszek
zjadł z daszku bananek
i potrząsnął kuperkiem

na daszku pograł
świerszczyk
na tym dachu rosło małe drzewo
i potem kawałek drzewa zjadł
(świerszczyk)

i potem wyszedł tam człowiek
i nie uciekł on (świerszczyk)
nie pobiegł

trochę potem
potrząsnął się domek
i człowiek spadł
a świerszczyk nie
bo mocno się trzymał

potem przeleciały obok niego (świerszczyka) gwiazdy
potem poskakał sobie po dachu
potem pobrykał
potem poleciał ze swoją koleżanką na drzewo i potańczył

a potem zaświecił niebieskim światłem bo była noc

na rękę poszedł potem człowieka
i potem weszedł na żyrafiawe masło
potem poszedł spać
potem pajęczynę robił

piątek, 24 lipca 2015

Gęsie pióro, kałamarz i kolaż

Dzieło wykonane techniką kolażu.
W pierwszej warstwie linie wykonane historyczną metodą gęsiego pióra maczanego w kałamarzu z atramentem (do pisania jeszcze się nie przymierzamy, ale metoda Orę zafascynowała). W kolejnej - wyklejanka z pomponików. Według wersji  pierwotnej obraz miał przedstawiać ogniska, przy których siedzą rozmaite istoty z rodzinami i przyjaciółmi w różnych proporcjach. Zgodnie z tą podaną nieco później - kosmos, ze szczególnym uwzględnieniem Ziemi, Marsa i Saturna.
Proces twórczy.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Wietrzna meduza muzyczna

Maj to dla nas intensywnie świąteczny miesiąc. M.in. za sprawą mojej mamy, która o obchodzi w nim swoje imieniny i urodziny (że o dniu matki nie wspomnę).
Jak urodziny to i prezenty. Ten przygotowała dla Babci Iwonki Ora (z moją skromną pomocą).

Zaproponowałam dzwonki wietrzne w formie ośmiornicy albo meduzy. Ośmiornica odpadła w przedbiegach jako że meduzy RZĄDZĄĄĄĄĄĄĄ!

Materiały:
- modelina (na korpus)
- wstążki (brzegi opalamy, żeby się nie strzępiły)
- małe dzwoneczki
- igła z nitką
- plastikowe oczka
- klej "Magic"

Zdjęcia meduzy autorstwa CiotKaszydła


poniedziałek, 1 czerwca 2015

Piosenka o Złotej Balentynce

Od jakiegoś czasu Ora dużo o niej opowiada. Czasami twierdzi, że sama jest Złotą Balentynką i chce sobie zmienić imię, żeby się tak nazywać. Podejrzewam, że CiotKaszydło opowiadało Jej o jakiejś Walentynce, która transmutowała w Balentynkę. 

Piosenka zaśpiewana spontanicznie przez Orę, spisana przeze mnie:

Złote Balentynki rzadko się rozstają. Nie wiadomo skąd przychodzą. Nie mają domku, ani nic. Mieszkają na chmurach. Gdy coś złapie chmurę, to Złota Balentynka jest smutna. Złote Balentynki rzadko się rozstają.

Ciekawe, ciekawe
Czy spotkamy Złotą Balentynkę tam?
Czy zobaczymy Złotej Balentynki domek
Na chmurach?
Ciekawiej, ciekawiej, ciekawiej...

Tak marząco
chmury są kolorowe
chmury są kolorowe, hej!
Polecimy statkiem w górę
i zobaczymy piękny domek
udekorowany złotem
Złotej Balentynki
Zobaczymy go z daleka
Zobaczymy gołym okiem
żeby go obaczyć to trzeba patrzeć przez teleskop wzdłuż

Zobaczymy Złotą Balentynkę
Sen jej się przyśnił o
Chmury kolorowe
Chmury kolorowe
Z tekstu tej piosenki lubię
hej!
Ta melodia, ta melodia...

wtorek, 24 marca 2015

Opowiadanie o krwinkach

(inspirowane filmem "Było sobie życie" - opowiada Ora)
Dawno, dawno temu, za dwiema górami, za dwiema rzekami, za dwoma wodospadami żyły sobie krwinki. Wyglądały, jakby były w ciele, ale były po za ciałem. Poszły do lasu i zbudowały sobie dom z dwutlenku węgla.
- On był taki przezroczysty i niebieski?
- Nie, to był drewniany dom.
Zamieszkały tam ludzi i robiły zabawki różne i ludzi...
- A z czego one robiły tych ludzi?
- Z drewna, to byli tacy drewniani ludzie.
- A co ci drewniani ludzie robili?
- ??? Nic, to były takie lalki drewniane, do zabawy.
- Ahaaaa.
- Teraz Ty opowiadaj.

Stąd
Stąd

C.D.N

sobota, 24 stycznia 2015

Księga Smoczej Załogi

Nie, to nie jest Potworna Księga Potworów, tylko świeżutka kronika naszej grupy edukacji domowej. Popełniona przeze mnie (gruby zeszyt do szkicowania A4, arkusz filcu samoprzylepnego, kilka arkusików filcu dekoracyjnego, nożyczki i klej "Magic").
 Jako że gotowce dostępne na rynku są potwornie brzydkie, a przy tym wściekle drogie  - jedyną opcją było "zrób to sam-a".
Obecnie uzupełniana piórem (takim, maczanym w kałamarzu) i kaligraficznym pismem KlaryMamy.

Pomponiki na tratwie i bukiet ręczny, czyli dla babć (cz.I) z dissem na farbki

Orka została przez naturę obdarzona hurtową ilością babć (cztery sztuki, w tym dwie właściwe, jedna pra i jedna prapra w słusznym wieku lat 104). Wprawdzie (może dla równowagi) dziadka ma jeno jednego, nie mniej jak się pewnie domyślacie 21 i 22 stycznia wymagają od nas odpowiednio wczesnych przygotowań.

Do tej pory robiłyśmy prezenty dla wszystkich babć jednakowe. W tym roku jednak (ponieważ nie mogłam się zdecydować na jedną technikę) każda babcia (i dziadek naturalmą) dostał (lub dostanie, bo niektórzy się szlajają po Egiptach i wrócą za czas niejaki dopiero) coś innego.

Na przykład:

Babcia Wanda - tratwę z pomponikowym serduszkiem
potrzebne:
  • kolorowe pomponiki
  • patyczki z parku, przycięte do jednakowej długości (np. przez Tatkę)
  • biała farba akrylowa i pędzelki
  • dratwa (albo sznurek)
  • klej "Magik", albo "Minutex", albo pistolet z klejem na ciepło
  • opcjonalnie szablon serduszka, jak ktoś ma takie krzywe oko jak ja - użyłyśmy foremki do ciastek

albo:
Babcia Marysia - bukiet ręczny
Jako, że jest to babcia wspólna - moja naturalna, prababcia Aurory i babcia-przez-adopcję (jak mu zakomunikowała na etapie bycia moim chłopakiem) Przemka - to prezent też musiał być tworzony zespołowo. Zawiera więc odciski rąk i palców całej familii :D

Dla osób pozbawionych wyobraźni oraz wyczucia naszego, genialnego stylu tłumaczę: dłonie miały być pąkami tulipanów (nieco za szeroko je porozcapierzaliśmy), a odciski palców uformowały kwiatkokształtne twory z żółtymi środkami. To kolorowe, na górze to motyl z odcisków dłoni Ory, który trochę się poruszył. Na kwiatku z fioletowymi płatkami, które nieco się zlewają z ciapkami na jego skrzydłach.

Dygresja DISSująca:
Dodam, żeby się wyżalić, że w celu jego wykonania zakupiłam nowe farby plakatowe. Nie szukałam jakichś szczególnych, wzięłam bo akurat były w sklepie. Sweet Colours firmy Otocki.
Stąd: http://www.bangla.pl/zdjecia-otocki-sweet-colours-farby-plakatowe-up43022-1.htm
Usłyszałam, że nie toksyczne - bomba :D
Kolorki sympatyczne, konsystencja przyjemna, nie wymagająca wody (to raczej nietypowe dla plakatówek, ale co tam).
Nie wiem w prawdzie na jaką (pardą maj frencz) cholerę produkt, zachwalający się jako wyrób polski, ma angielską nazwę, jednak to jeszcze nic.

Obrazek popełniliśmy wieczorem, w przeddzień Ważnego Dnia. Trzy dni później nadal był miejscami mokry. Nie mam pojęcia z czego ukręcili te badziewiaste farbki, ale one zwyczajnie nie schną. W ogóle. Kwiatek (za chwilę) malowany nimi przeleżał dwa dni na kaloryferze i nadal się lepił. Noż kurna chata i urwał nać!
Koniec dissowania.

lub też:
Babcia Tereska - patyczkowy (i wciąż lepki na łodyżce) kwiatek.
Potrzebne:
  • patyczek
  • dwa listki wycięte z filcu
  • kawałek ciastoliny
  • kilka patyczków higienicznych
  • nożyczki
  • farbki plakatowe (każde poza "Sweet Colours")
  • klej j.w.