Orka została przez naturę obdarzona hurtową ilością babć (cztery sztuki, w tym dwie właściwe, jedna pra i jedna prapra w słusznym wieku lat 104). Wprawdzie (może dla równowagi) dziadka ma jeno jednego, nie mniej jak się pewnie domyślacie 21 i 22 stycznia wymagają od nas odpowiednio wczesnych przygotowań.
Do tej pory robiłyśmy prezenty dla wszystkich babć jednakowe. W tym roku jednak (ponieważ nie mogłam się zdecydować na jedną technikę) każda babcia (i dziadek naturalmą) dostał (lub dostanie, bo niektórzy się szlajają po Egiptach i wrócą za czas niejaki dopiero) coś innego.
Na przykład:
|
Babcia Wanda - tratwę z pomponikowym serduszkiem |
potrzebne:
- kolorowe pomponiki
- patyczki z parku, przycięte do jednakowej długości (np. przez Tatkę)
- biała farba akrylowa i pędzelki
- dratwa (albo sznurek)
- klej "Magik", albo "Minutex", albo pistolet z klejem na ciepło
- opcjonalnie szablon serduszka, jak ktoś ma takie krzywe oko jak ja - użyłyśmy foremki do ciastek
albo:
|
Babcia Marysia - bukiet ręczny |
Jako, że jest to babcia wspólna - moja naturalna, prababcia Aurory i babcia-przez-adopcję (jak mu zakomunikowała na etapie bycia moim chłopakiem) Przemka - to prezent też musiał być tworzony zespołowo. Zawiera więc odciski rąk i palców całej familii :D
Dla osób pozbawionych wyobraźni oraz wyczucia naszego, genialnego stylu tłumaczę: dłonie miały być pąkami tulipanów (nieco za szeroko je porozcapierzaliśmy), a odciski palców uformowały kwiatkokształtne twory z żółtymi środkami. To kolorowe, na górze to motyl z odcisków dłoni Ory, który trochę się poruszył. Na kwiatku z fioletowymi płatkami, które nieco się zlewają z ciapkami na jego skrzydłach.
Dygresja DISSująca:
Dodam, żeby się wyżalić, że w celu jego wykonania zakupiłam nowe farby plakatowe. Nie szukałam jakichś szczególnych, wzięłam bo akurat były w sklepie. Sweet Colours firmy Otocki.
Usłyszałam, że nie toksyczne - bomba :D
Kolorki sympatyczne, konsystencja przyjemna, nie wymagająca wody (to raczej nietypowe dla plakatówek, ale co tam).
Nie wiem w prawdzie na jaką (pardą maj frencz) cholerę produkt, zachwalający się jako wyrób polski, ma angielską nazwę, jednak to jeszcze nic.
Obrazek popełniliśmy wieczorem, w przeddzień Ważnego Dnia. Trzy dni później nadal był miejscami mokry. Nie mam pojęcia z czego ukręcili te badziewiaste farbki, ale one zwyczajnie nie schną. W ogóle. Kwiatek (za chwilę) malowany nimi przeleżał dwa dni na kaloryferze i nadal się lepił. Noż kurna chata i urwał nać!
Koniec dissowania.
lub też:
|
Babcia Tereska - patyczkowy (i wciąż lepki na łodyżce) kwiatek. |
Potrzebne:
- patyczek
- dwa listki wycięte z filcu
- kawałek ciastoliny
- kilka patyczków higienicznych
- nożyczki
- farbki plakatowe (każde poza "Sweet Colours")
- klej j.w.