Orka obudziła się sama z siebie i (pokierowana przez Ojca, któremu nie chciało się Dziecia wysłuchać i utulić) poczłapała do łazienki (gdzie dokonywałażem była porannych ablucji), zaskrobała w drzwi miaucząc jak kociątko, po czym już tulona i ubrana, ukazując palcem na (spuszczoną jeszcze) roletę rzekła:
- Tam tigjis jest! I patrzy. Zęby stjaszne ma.
- Tygrys? Ojej, to ja się boję!
- Nie bój się, to kochany jest tigjis. Ogziać psisiedł.
I - wierzcie lub nie - kiedy podnieśliśmy rolety, istotnie zobaczyliśmy na śniegu ślady tygrysa. Takiego miniaturowego, dachowego. Ale jednak!!!
A w bonusie macie Ory improwizację na kanwie piosenki o bałwanku Danuty Wawiłow: